Dostawałem w tyłek, a wyszedłem na ludzi – czyli przemoc za murem obronnym

Nie przesadzajmy, klaps jeszcze nikomu nie zaszkodził, albo nie raz dostałem w skórę od ojca i wyszło mi to na dobre – czytam ze zdumieniem komentarze pod postami i artykułami w internecie, w których o klapsach mówi się jako o formie przemocy. Najpierw podnosi mi się ciśnienie i narasta irytacja, mam wielką ochotę wejść w polemikę, albo chlapnąć jakąś bezwzględną oceną. Generalnie bliżej mi do reakcji, która może doprowadzić do eskalacji konfliktu na temat dopuszczalności klapsa jako metody “wychowawczej”. Sama siebie odciągam na bok, żeby ochłonąć, żeby nie wylewać swojej złości i niezgody, niepotrzebnie nie dolewać oliwy do ognia. I zadaję pytanie: o co tak naprawdę chodzi? Jak to się dzieje, że istnieje spora grupa ludzi, którzy w klapsach nie widzą nic złego? Potrzebuję tego: lepszego zrozumienia i chwili refleksji, żeby nie reagować aż tak emocjonalnie.

Ten obraz przychodzi całkiem szybko, w miejscu obecnego dotąd obrazu anonimowego, dorosłego hejtera pojawia się obraz… dziecka. Dziecka, które kiedyś w ten wspomniany tyłek oberwało. Może raz, może dostawało notorycznie. Widzę przestraszoną, zagubioną istotę, która czuje się poniżona i doświadcza lęku. Małego człowieka, który łapie się po omacku wszelkich możliwych (dostępnych mu) sposobów, żeby poradzić sobie z cierpieniem. Nie tyle bólem fizycznym, co psychicznym. Bo oto właśnie jego opiekun, który miał dawać mu wsparcie, poczucie bezpieczeństwa i komfort psychiczny, przekroczył jego granicę cielesną i tym samym stał się źródłem poczucia zagrożenia i lęku. Ambiwalencja, której dziecko w tej sytuacji doświadcza jest ogromna, dlatego zrobi wiele, by wrócić do stanu równowagi. By jakoś utrzymać pozytywny obraz opiekuna. Może to zrobić na wiele sposobów…

To tylko klaps, przecież nic takiego się nie stało – dziecko próbuje umniejszyć, zbagatelizować to zdarzenie i zaprzeczyć swojemu cierpieniu. To przynosi ulgę, bo wycofuje wizję krzywdzącego rodzica, któremu nie można ufać, przywraca dziecięcą wiarę i zaufanie do niego (tak potrzebną, by przetrwać). Jednocześnie podkopuje zaufanie dziecka do swoich własnych odczuć, doznań z ciała i przeżywania doświadczeń.

Należało mi się, przecież byłem niegrzeczny! – dziecko uwalnia rodzica z roli sprawcy, by samemu przejąć tą rolę. Siebie postrzega jako złe, zasługujące na negatywną reakcję ze strony opiekuna.

A teraz wróćmy do tego dorosłego, który po przeczytaniu słów, że klaps to przemoc, stuka palcami o klawiaturę i pisze swój komentarz. W pełnym przekonaniu, że wyszedł na ludzi, mimo że dostał w skórę niejednokrotnie. Co by się stało, gdyby przestał zaprzeczać, racjonalizować, stawiać siebie w roli dziecięcego sprawcy? Gdyby nazwał to przemocą i krzywdą? Z czym musiałby się zmierzyć?

Myślę, że to co “grozi” dorosłemu, to przywołanie tych dziecięcych uczuć. Spotkanie ze smutkiem, żalem, poniżeniem. A potem fala złości na swoich rodziców za wyrządzone krzywdy, kiedy teraz są już dojrzałymi ludźmi a często łagodnymi dziadkami. To spore ryzyko, bo gama uczuć, które czają się w tle wcale nie należy do przyjemnych. Nieświadomie wybierają więc stare tabu, które kiedyś służyło ochronie obrazu rodzica a tym samym poczucia bezpieczeństwa i utrzymaniu zaufania. Jako dzieci sięgnęli po najlepsze wyjście z sytuacji, jako dorośli nadal sięgają po nie z automatu…

Obraz skrzywdzonego (wewnętrznego) dziecka zwyczajnie mnie porusza. Jako matkę, jako psychologa, jako człowieka. Mija we mnie złość i irytacja, tym bardziej nie mam ochoty na gorącą polemikę. Bardziej jest mi przykro, odczuwam jakiś rodzaj troski i smutku. Po drugiej stronie monitora widzę ofiarę, która publicznie oferuje jedynie to, czego sama doświadczyła. Rodzi się we mnie zrozumienie i współczucie. Widzę, jak zza muru słownej agresji wygląda małe, przestraszone dziecko. Za murem jest mu bezpiecznie, bo nie ma do niego dostępu.

W ten sposób wycofuję się ze spirali przemocy. Mam dla tego człowieka więcej wyrozumiałości, co oczywiście nie oznacza, że akceptuję potencjalne (a tym bardziej realne!) klapsy w jego wykonaniu. Chodzi o to, że jestem gotowa go wysłuchać i zrozumieć, zamiast oceniać. I z tego miejsca widzę wielką szansę, że usłyszy moje spokojne “nie” wobec klapsów, dlatego że sam zostanie usłyszany.

.

12281241166_d740bd65bb_o

https://www.flickr.com/photos/33905194@N05/