5 sekund gwałtu na dziecięcym zaufaniu

Kupujemy buty. Spokojnym gestem pani ekspedientka przymierza wkładkę do stopy córki. Ta w nagłym geście zabiera nogę, odwraca głowę wtulając się skurczona w tatę. I zaczyna histerycznie płakać. W przytuleniu oddalamy się na parę kroków od pani. Dystans fizyczny powoli przywraca jej równowagę i poczucie bezpieczeństwa. Uspokaja się, ale już do końca zakupów nie pozwala pani do siebie podejść.

Zastanawiam się ze zdumieniem, co się stało? Moja ufna dotąd córka, która wita każdego przechodnia uśmiechem i zadziornym spojrzeniem nagle panikuje, kiedy zjawia się ktoś obcy na odległość ręki. Skąd ta zmiana?

I wtedy to do mnie dociera. Niby nic, doświadczenie sprzed paru dni, wizyta lekarska. Kilka sekund ubezwłasnowolnienia na kozetce, by wykonać badanie okulistyczne. Bo przecież inaczej się nie dało, lekarka nie zamierzała czekać, aż będzie gotowa. A my przytaknęliśmy, biorąc za to współodpowiedzialność.

Zignorowaliśmy jej panikę, jasny sygnał, że nie jest gotowa i pozostaje niepewna w tej sytuacji. I że nie ma zaufania do pani, która to badanie próbuje wykonać. Trudno się dziwić, lekarka nie była szczególnie zainteresowana ani córką, ani bezpiecznym klimatem badania.

Przekroczyliśmy jej fizyczną barierę, małe ciałko, które dotąd stanowiło barierę ochronną przed światem. Dokonaliśmy fizycznego gwałtu na jej dziecięcej autonomii i prawu do własnych granic. Pokazaliśmy w ten sposób, że w życiu wygrywa ten, kto ma więcej siły a ona musi się podporządkować. Daliśmy sobie na te 5 sekund prawo do tego, żeby zawładnąć jej ciałem wbrew jej woli.

W ciągu tych kilku sekund badania moja córka odkryła, że nie wszystkim można ufać. I że może się zdarzyć, że od najważniejszych dla niej osób nie otrzyma wsparcia. Zamiast tego mogą stanąć po stronie silniejszego.

Więc proszę, niech nikt mi nie mówi, że to tylko badanie i że nic się nie stało.

.
źródło zdjęcia: http://koszal.in/