List do Przyjaciela. Pamięci Błażeja Szymury (1969-2009)

Drogi Błażeju,

zbliżają się Twoje Urodziny, po raz kolejny zamiast świeczki na torcie zapalam światełko pamięci.  Nie usłyszę już Twojego głosu, choć ciągle pamiętam, jak brzmiał. I chcę pamiętać, nie tylko głos i wszystko, czego mi brakuje. Pamiętam o tym, co zostawiłeś – jak zmieniłeś mnie i świat, w którym żyję, dlatego, że byleś.

Zażartowałam kiedyś z mojej niedoszłej pracy magisterskiej, która szła jak po grudzie. Podchwyciłeś temat i tak zaczęła się nasza znajomość, która szybko przekształciła się w przyjaźń. Potraktowałeś bardzo serio moje słowa i przygarnąłeś z troską pod swoje promotorskie skrzydła. Dołączyłam do zacnego grona „spadochroniarzy”, czyli pogubionych magistersko studentów, których wyprowadzałeś na prostą. Nie wiem, czy wypadało, ale napisałam dedykację na pierwszej stronie swojej pracy – „Błażejowi, za skrzydła„. W końcu to dzięki Twojemu zaangażowaniu i wsparciu (i, nie oszukujmy się, cierpliwości do mnie) praca otrzymała wyróżnienie. Zresztą jak większość tych, które wychodziły z pod Twojej promotorskiej ręki.

Skrzydła. Dodawałeś mi ich na tyle sposobów… Jako jeden z pierwszych doceniłeś mój trenerski potencjał i zaprosiłeś do współpracy. Setki godzin, które spędziliśmy trenując twórczość stały się fundamentem mojej tożsamości zawodowej. Merytorycznie, bo bardzo dużo się wtedy nauczyłam. Osobiście, bo kredyt zaufania, który od Ciebie dostałam pozwolił mi zbudować zaufanie do siebie i swoich wyborów. Nasz przyjaźń i wzajemny szacunek szybko przełożyły się na jakość naszej pracy. Oboje wzrastaliśmy – rozumieliśmy się bez słów dając sobie przestrzeń i wsparcie. Raz uzupełniając, innym razem polemizując na forum. Studenci próbowali na różne sposoby węszyć miłość między nami, bo chyba tak jak my nie dowierzali, że można się tak pięknie przyjaźnić. Pamiętam jak się do tego wspólnie uśmiechaliśmy.

Chroniłeś mnie, nie raz czułam, że otaczasz mnie swoimi bezpiecznymi skrzydłami i czuwasz nade mną jak Anioł Stróż. Wracałam po intensywnym szkoleniu do domu i z każdą godziną czułam się coraz gorzej. Musiałeś to usłyszeć w moim głosie, kiedy zadzwoniłam podzielić się wrażeniami. Wieczorem leżałam już z niemal czterdziestostopniową gorączką. Następnego dnia o ósmej rano ku mojemu zaskoczeniu zadzwoniłeś do drzwi. Miałeś w ręce dwie reklamówki pełne jedzenia i lekarstw. Na moją konsternację i zaskoczenie odpowiedziałeś po prostu  „no przecież nie masz jak pójść do sklepu czy apteki„. To było dla Ciebie takie oczywiste.

Sam żartowałeś ze swojego zdrowia i wieku. Odkąd pamiętam mówiłeś o sobie „starszy pan około czterdziestki„, traktowałam to z przymrużeniem oka. Kiedy indziej, gdy czułam, że jesteś dla siebie zbyt surowy reagowałam sprzeciwem i polemiką. Trudno Ci było słuchać miłych słów na swój temat, mimo że były tak bardzo prawdziwe. Chciałam, żebyś zobaczył choć kawałek swojej niesamowitości. Nie całość, bo tego nie dało się objąć słowami. Kawałeczek, który mógłbyś przyjąć by się nim ogrzać. W swoje ostatnie urodziny też pojawił się temat czterdziestoletniego pana, więc obróciłam to w żart. Dopiero potem uświadomiłam sobie, że to naprawdę były Twoje czterdzieste urodziny. Ciekawe, co sobie wtedy pomyślałeś?

Wiadomość o Twoim odejściu spadła na mnie niespodziewanie i kompletnie przygniotła swoim ciężarem. Wszyscy, tylko nie Ty – pomyślałam wtedy. Długo nie umiałam się z tym faktem pogodzić. Przez wiele następnych miesięcy, kiedy przychodziłam na Twój grób nie umiałam powstrzymać łez. Lały się ciurkiem. Do dziś jedyne pocieszenie, jakie znajduję po Twoim odejściu to to, kim jestem dzięki temu, że byłeś tak pięknie obecny w moim życiu przez tych kilka lat.

Cząstka Ciebie żyje w nas wszystkich, którzy z Tobą byliśmy w tej podróży życia. Jesteś przy mnie na sali szkoleniowej i kiedy piszę kolejny artykuł. Zastanawiam się, co byś powiedział, jak byś się zachował i to jest dla mnie Drogowskaz. To, jak byłeś z ludźmi i ile serca wkładałeś w swoją pracę nauczyło mnie prawdziwego znaczenia słowa Zaangażowanie i Sumienność. Dzięki temu, że mnie wtedy dostrzegłeś i doceniłeś teraz umiem dostrzegać i doceniać innych. Wiem, jakie to jest ważne i jak bardzo mnie to zbudowało na początku mojej zawodowej drogi. Ty chyba wierzyłeś we mnie najmocniej – dawałeś mi słowa, czułam Twoją autentyczną ciekawość, najpiękniej towarzyszyłeś mi w ważnych chwilach.

Dziękuję Ci za to, kim jestem dzisiaj, Błażeju. Za to, co dziś gotowa jestem dawać innym. Za skrzydła.

Pamięci Błażeja Szymury (1969-2009)

Wspaniałego Nauczyciela, Przyjaciela, Człowieka o Wielkim Sercu

P1010871fot. Sławek Żabicki