Droga rozwoju, rozwój w drodze – czyli rzecz o podróżach

Podróże kształcą – to hasło słyszał chyba każdy z nas. Wiedziałam dotąd, że coś ważnego jest na rzeczy, ale jakoś nigdy nie byłam wielką fanką podróżowania. Aż pojawiła się ona, Mała Podróżniczka. Patrzę na nią, doświadczam jej po tygodniowym maratonie świątecznym i przecieram oczy ze zdumienia. Gdzie się podziało dziecko, z którym kilka dni wcześniej pakowałam manatki?

W podróż zabieramy tylko niezbędne rzeczy, tak żeby móc je pomieścić i udźwignąć. Większość rzeczy zostaje. W domu zostaje dzienna rutyna, przyzwyczajenia, przewidywalność – ramy, które nadajemy codzienności. Stary porządek zamieniamy na nowe, nieprzewidywalne okoliczności. Stałość na ruch i zmianę. Na starych śmieciach zostawiamy nas samych: znajomych, przewidywalnych, codziennych, całkiem dobrze nazwanych. Wychodzimy na spotkanie z innym: ludźmi, zdarzeniami. Poczciwy rozwój wybiega nam naprzeciw.

Spotkanie z innymi ludźmi czasem bywa przyjemne i przynosi flow – przyjemną falę, na której możemy się unosić w poczuciu bliskości i zrozumienia. Kiedy indziej konfrontuje nas z nami samymi: aby stawić czoła innym poglądom niż nasze sami musimy zadać sobie wiele pytań o własne granice, tożsamość i przekonania. Uczymy się siebie w tych spotkaniach. Czasem wiemy od razu, kiedy indziej potrzebujemy czasu, żeby odkryć skąd ten dyskomfort i co ważnego chce nam powiedzieć. Zarówno doświadczenie flow jak i refleksja (wraz z wnioskami) nad dyskomfortem są ważną droga rozwoju.

A Mała Podróżniczka? Dla niej taki tydzień podróży i spotkań to jest kosmos! Wraca o tydzień starsza: o setki wrażeń i doświadczeń. I choć wraca w rzeczywistość, którą dobrze zna, smakuje ją inaczej. Przywozi nową gamę zachowań i zastosowań do starych przedmiotów. Podnosi, przenosi, składa na nowo: sylaby i słowa, elementy i zabawki, niuanse i sekwencje zdarzeń. Staje przed fotelikiem, podnosi ręce i wymownie daje znać, że teraz jest głodna. Bierze w swoje male ręce kolejny kawał odpowiedzialności za swój dobrostan.

Zobaczyłam w praktyce, co znaczy stwierdzenie, że kiedyś do wychowania dziecka potrzebna była cała wioska. Mała Podróżniczka weszła przez tych kilka dni w setki interakcji: głębokich spojrzeń w oczy, uśmiechów, nowych zabaw. Doświadczyła, na jak wiele sposobów można się witać i żegnać, że każdy uścisk dłoni jest inny: jeden przyjemny, od innego lepiej uciec przez schowanie dłoni. Każdy dorosły, z którym miała do czynienia inaczej reagował na jej zachowanie: gdzie indziej stawiał granice, do czego innego zachęcał, w różnych momentach obdarowywał uśmiechem. A Mała Podróżniczka płynęła na fali tej wielości doświadczeń, nienasycona, jakby mówiła: świat jest taki ciekawy, potrzebuję tych ludzi i wrażeń. Więcej, coraz więcej. Im bardziej wchodzę w ten zewnętrzny świat, tym więcej wiem o sobie. Co lubię a czego nie chcę. Z kim chcę się bawić, a z kim muszę dopiero poczuć się bezpiecznie…

Inni ludzie są dla nas oknem na świat. Przeglądamy się w ich oczach i widzimy inaczej namalowaną rzeczywistość. Nowa przestrzeń, nowa perspektywa, oddech życia. Wracamy więc do domu odmienione, już nie jesteśmy tymi samymi, którymi byłyśmy jeszcze tydzień temu. Niby wracamy na stare, ale wracamy na nowo, bo w końcu nie ma już nas starych. Coś zostawiłyśmy na zawsze, robiąc miejsce na świeże i twórcze. Podróże kształcą!

14347967648_83fe6fd768_o

Źródło zdjęcia: www.flickr.com/photos/gregness/